To, że z dziećmi powinniśmy rozmawiać wydaje się absolutnie
podstawową prawdą. Dzięki temu dzieci się rozwijają, poznają
język itd. itp. Niby to wszystko prawda, tylko, że jest jedno ale.
Co to znaczy rozmawiać z dziećmi i czy w ogóle potrafimy to robić?
Na każdym kroku odnoszę wrażenie, że nie potrafimy. Z pełną
świadomością piszę tutaj my, bo tak samo jak inni notorycznie
łapię się na tym, że ględzę. Nikt mnie już nie słucha, nikt
nie ma już cierpliwości, nudzę, albo wprowadzam coraz bardziej
nerwową atmosferę, bo do dzieci trzeba mówić. Wróć. Nie mówić.
Z dziećmi mamy rozmawiać, a nie upajać się brzmieniem własnego
głosu.
Problem w tym, że
większość z nas po prostu nie potrafi zamilknąć. Nawet, jeżeli
już nauczyliśmy się stosować „komunikat ja”, to notorycznie
go nadużywamy. Bombardujemy dzieci tym, że ja czuję, ja chcę,
najbardziej biegli w Porozumieniu bez przemocy nawet „ja
potrzebuję”. Problem w tym, że dzieci nie są dorosłymi. Dzieci
nie potrafią tak po prostu zamienić się w słuch. Co więcej
dzieci nie potrafią tak po prostu postanowić (na całe szczęście)
zachowywać się tak, żeby potrzeby dorosłych mogły być
zaspokojone. Dzieci mają po prostu niedojrzałą część mózgu
odpowiedzialną za samokontrolę i panowanie nad impulsami. Ale my
już nie. Przynajmniej tak powinno być.
Dlatego nie
powinniśmy wymagać od dzieci tego, co nam przychodzi z tak wielkim
trudem. Dzieci mogą nauczyć się słuchać tego, co inni mają mu
do powiedzenia tylko w jeden sposób. I nie jest to ciągłe
napominanie, czy domaganie się uwagi ze strony dorosłych. Uczą się
tego w momencie, w którym zostają wysłuchane. Gdy to ich uczucia,
których często same nie potrafią nazwać, zostają wysłuchane,
gdy ich potrzeby zostają zauważone i uwzględnione. Gdy ich złość,
czy smutek po prostu mogą wybrzmieć bez pocieszania, czy
rozśmieszania za wszelką cenę. To właśnie jest ten moment, gdy
dzieci uczą się empatii, uczą się słuchania i brania innych pod
uwagę podczas podejmowania decyzji.
Moim zdaniem zatem
najważniejszą kompetencją rodzica wcale nie jest umiejętność
rozmowy powszechnie rozumianej jako mówienie do dziecka w ten, czy
inny sposób. O wiele ważniejsze jest to, by właśnie umieć
zamilknąć, być z dzieckiem w ciszy – wtedy, gdy płacze i wtedy,
gdy wpada w furię. Wtedy, gdy jest ogarniętym emocjami dwulatkiem i
wtedy, gdy jest nastolatkiem tak roztrzęsionym, że nie wie jak
opowiedzieć o swoich problemach. Tylko w ciszy jest przestrzeń do
tego, by zacząć mówić, by dzielić się emocjami, by powiedzieć
to, co naprawdę ważne. Warto więc mówić mniej, za to ograniczyć
się do tego co ważne i w danym momencie potrzebne. Jeżeli się
tego nauczymy, to dzieci też się nauczą i również my zostaniemy
wysłuchani. Jednak to my – rodzice przecieramy szlaki, to my
powinniśmy pozwolić się zaprosić do dziecięcego świata po to,
by mogło ono z ciekawością wejść do naszego. Bo one chcą go
poznać, ale nie chcą być do niego wciągane wbrew własnej woli,
na siłę, w sytuacji, w której ich własny spychany jest na drugi
plan.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz