sobota, 20 lutego 2016

Dla kogo kolorowanka?

Kolorowanki to jest coś, co przez wiele lat przyprawiało mnie o rozpacz. Dlaczego? Dlatego, że do
niedawna większość dostępnych na rynku kolorowanek przeznaczona była dla dzieci w wieku przedszkolnym i młodszym szkolnym. Proste obrazki, z bardzo oczywistym doborem kolorów (nierzadko producent dbał o to, by dziecko doskonale wiedziało jakiego koloru użyć informując je o tym czy to w postaci idealnie pokolorowanych obrazków obok, naklejek, czy wręcz oznaczeń z barwnymi plamami) lub też co gorsza będących po prostu postaciami z filmów animowanych, które każde dziecko wie, jak „powinno” pokolorować. Do tego dochodzi jeszcze nacisk rodziców czy nauczycieli, żeby kolorowanie miało „sens” z jednej strony, a rówieśników, które potrafią być jeszcze bardziej drobiazgowi – z drugiej. Efektem jest całkowicie odtwórcze mazanie po papierze, które może i ćwiczy precyzję ruchów, ale przy okazji uczy, żeby robić to, „co trzeba” i „jak trzeba”. Nie ma to absolutnie nic wspólnego z kreatywnością, którą raczej ogranicza. O wiele lepsza dla dzieci jest biała, albo kolorowa pusta kartka, kredki, pisaki, plastelina, nożyczki i wszystko to, co one same uznają za tworzywo.
Czy zatem kolorowanki to ślepa uliczka? Moim zdaniem absolutnie nie. Tyle tylko, że przydają się zupełnie komu innemu – rodzicom. Na rynku w ciągu ostatniego roku pojawiła się spora ilość kolorowanek adresowanych do ludzi dorosłych. Reklamowane są jako produkt antystresowy, jednak to nie jedyna ich zaleta. Po pierwsze w ogóle mobilizują do tego, żebyśmy chwycili do ręki kredki, których większość z nas nie miała w rękach od końca podstawówki. Skłaniają do tego, by skupić się na kolorze, pomyśleć nad zupełnie czym innym, niż zazwyczaj. Pozwalają świetnie oderwać się od rzeczywistości, czyli spełniają funkcję telewizora, ale przy tym pozwalają wypocząć, nie dostarczają zbędnej stymulacji, poprawiają możliwość koncentracji. Według pewnych badań wprowadzają mózg w stan bliski temu, który uzyskać można w czasie medytacji.
Kolorowanki dla dorosłych są jednak zupełnie inne, niż te dla dzieci. Powstają w czyjejś wyobraźni, obrazki są różnorodne, niejednoznaczne – to właśnie wypełnienie kolorem nadaje im charakter. Nie ma tam „prawidłowych” i „nieprawidłowych” wypełnień. Są nierzadko ogromnie skomplikowane, wymagają precyzji, a efekt często przechodzi najśmielsze oczekiwania. Największą ich wadą jest to, że kolorowanie wciąga i bardzo szybko okazuje się, że podkradane dzieciom kredki w 12 kolorach szybko przestają wystarczać.
Podsumowując – następnym razem, gdy przyjdzie wam na myśl, by kupić kolorowankę, zatrzymajcie się, zamiast tego kupcie zwykłe kartki do drukarki i dwa komplety dobrych kredek – jedne dla dziecka, drugie dla siebie. No i kolorowankę. Taką, która wam się spodoba, z która będziecie chcieli obcować. A gdy wrócicie do domu wyłączcie telewizor, wyjmijcie kredki i kolorujcie. Żeby odpocząć, żeby się odstresować, żeby potem móc się skupić na czymś innym, a także po to, żeby dać dobry przykład dziecku – że rysowanie jest fajne, że nie jest domeną dziecięcą, że frajdę z tego może mieć także stateczny i poważny rodzic. Być może dzięki temu, wasze dzieci za 20 lat nie będą potrzebowały kolorowanek, bo będą chciały, lubiły i umiały po prostu rysować.
Dobrej zabawy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz