W moim gabinecie zjawiają się różni rodzice – często są
świadomi siebie, oczytani gotowi do pracy, ale nie zawsze, czasem po prostu
chcieliby, żeby ich dziecko się zmieniło, żeby było łatwiej i tyle.
Łączy ich jednak zazwyczaj więcej niż dzieli. Po pierwszy szukają
pomocy. Nie zawsze są na nią gotowi – wtedy męczą się
słuchając o tym, co może czuć ich dziecko i z ulgą wychodzą i
znikają. Widać nie mogłam im dać tego, czego potrzebowali w tym
momencie. Inni słuchają i przynosi im to ulgę i daje siłę do
działania. Niezależnie od tego, z czym do mnie przychodzą – czy
po prostu jest im ciężko, czy kary przestały działać i stanęli
pod ścianą, czy zdarza im się karać dziecko fizycznie nigdy nie
usłyszą ode mnie, że krzywdzą swoje dziecko.
Nigdy nie powiedziałam też nikomu, że jest złym rodzicem. Prawdę
mówiąc nie spotkałam jeszcze nikogo, kto po godzinie rozmowy
mógłby być tak nazwany. Rodzice czują się bezsilni, pogubieni,
bezradni. Niezwykle często pełno w nich wyrzutów sumienia i
rozważań na temat tego, co zrobili źle. Są oceniani na każdym
kroku. Przez samych siebie, przez rodzinę, nauczycieli, ludzi na
ulicy, a nierzadko niestety też psychologów. Czasem wydaje im się,
że właśnie po to przychodzą. By wytknąć im błędy, wyjaśnić
czemu stanęli pod ścianą, w którym zachowaniu, w którym słowie
tkwi ich wina. Wydaje im się, że ta wiedza przyniesie ulgę. Ale to
nieprawda.
Żaden rodzic nie potrzebuje znać listy swoich błędów. Wyrzuty
sumienia jeszcze nigdy nikomu nie pomogły zbliżyć się i zrozumieć
drugiego człowieka. Kierują uwagę do wewnątrz, zamiast pomóc
skupić się na innym człowieku.
Dlatego nigdy nie powiedziałam rodzicowi, że krzywdzi dziecko.
Zamiast tego czasem mówię, że dziecko cierpi. Rozmawiamy o tym, co
wprawia je w smutek, co je złości. Co mu nie pomaga, a co pomóc
może. Staramy się iść w przyszłość i zastanawiamy się, co
możemy zrobić dziś i jutro, żeby było lepiej. Dzieci dają
rodzicom tysiąc szans. Nie oceniają. Mają za to nadzieję – na
zmianę, na lepsze jutro, na więcej bliskości i zrozumienia. I
rodzice niezwykle często są gotowi właśnie to im dać. Chcą i
mogą być bliżej.
Mogą to zrobić jednak jedynie wtedy, gdy zrzucą ciężar dnia
wczorajszego. Przestaną myśleć o swoich winach, a zamiast tego
zaczną budować więź. Czasami odbudowa zaufania wymaga ciężkiej pracy. Trzeba zacząć tu i teraz.
Nie da się zmienić wczoraj, nie można wpłynąć na to, co zrobiło się rok, czy dwa temu. Nawet, jeżeli z dzisiejszej perspektywy wydaje się to okropne. To, na co mamy wpływ to jutro. I ono może być lepsze, szczęśliwsze, czy po prostu łatwiejsze, jeżeli tylko zacznie się dziś. Patrząc przed siebie, a nie wstecz.