Zacznę od tego, że wracam, ale nie
wiem, na jak długo i z jaką częstotliwością dam radę pisać.
Zniknęłam, bo w moim osobistym życiu działo się wiele, zaszło
wiele zmian i wiele rzeczy trzeba było poukładać na nowo. Przy tym
wszystkim ciąża, nowa praca, albo dwie, a może nawet trzy, nie
pomagają w znalezieniu czasu na pisanie dla przyjemności. Dlatego
też jestem, ale nie wiem, kiedy znów będę.
Wbrew pozorom tytuł posta nie odnosi
się wcale do tłumaczeń z jego początku. Samo to pytanie jest
wystarczająco ciekawe, żeby się nim zająć. Większości rodziców
kojarzy się ono pewnie z dążeniem dzieci do wiedzy, a ich samych
do rozstrojenia nerwowego, gdy odpowiadają po raz piąty na to samo
pytanie, albo gdy dziecko drąży zaprowadzając go w ślepy zaułek.
Jednak znów wcale nie o tym tu będzie. Pytania dziecka są bardzo,
bardzo potrzebne, a odpowiedzi rodzica są doskonałą okazją do
przyznania się do niewiedzy. To nie jest problem.
Problem pojawia się, gdy to dorosły
zaczyna zadręczać dziecko pytaniem dlaczego. Pytania tego używamy
wszyscy – rodzice, opiekunowie, nauczyciele. I zawsze przynosi ono
taki sam rezultat – żaden. Nie ma dziecka, które odpowiedziałoby
szczerze, prawdziwie i z sensem na takie pytanie. Jasne, cześć
dzieci odpowiada i można te wypowiedzi podzielić ogólnie na dwie
kategorie. Pierwsza z nich to „powiem pierwszą rzecz, która mi
przyjdzie do głowy”. Druga - „powiem to, co chyba pytający
chciałby usłyszeć”. No tak jest jeszcze trzecia kategoria – ta
do której zaliczają się odpowiedzi prawdziwe, a mianowicie „nie
wiem”. Bo dziecko po prostu nie wie. Nie wie dwulatek, nie wie
pięciolatek, dziesięciolatek, a zazwyczaj nie wie i piętnastolatek.
Najzabawniejsze prawdopodobnie jest to, że badania pokazują,
że tak naprawdę, nie wie też trzydziestolatek. Bardzo chcielibyśmy
wiedzieć co dokładnie nami kieruje i często twierdzimy, że wiemy.
Niemal każdemu wyborowi przypisujemy jakieś racjonalne
wytłumaczenie, które jednak – tak, jak w przypadku kilkulatków –
jest nieprawdziwe. Ludzie po prostu nie mają dostępu do znacznej
części procesów przebiegających w swoim mózgu. Świadomość
chodzi na skróty, których na co dzień nie zauważamy. Przykłady
można by mnożyć – wśród tych najbardziej klasycznych jest
wybór partnera (mówimy, że podobają nam się ludzie inteligentni
i zabawni, ale często stosunek talii do bioder, a nawet kolor
sukienki potrafią mieć dużo większe znaczenie), czy realny wpływ
reklamy na decyzje zakupowe. Nikt się nie przyznaje do tego, że
reklama na niego działa, ale jakoś koncernom opłaca się wydawać
na nią miliony.
Wracając do dzieci - one nie tylko nie
wiedzą dlaczego coś zrobiły, bo zwykle po prostu kierują się
impulsem, ale dysponują o wiele mniejszymi możliwościami
racjonalizowania swych poczynań. Za każdym razem słysząc pytanie
„dlaczego ją uderzyłeś?”, „dlaczego zrobiłeś bałagan?”,
albo fundamentalne „dlaczego mi przeszkadzasz?” odczuwają
całkowitą konfuzję. Z jednej strony pragną współpracować z
dorosłym i chcą odpowiedzieć, z drugiej nie chcą kłamać. Ich
niewiedza powoduje często myśl „skoro mama pyta, to znaczy, że
powinienem znać odpowiedź. Jestem głupi, bo jej nie znam.”. W
efekcie dziecko po pierwsze czuje się fatalnie i niekiedy popada
wręcz w histerię, z drugiej już zupełnie nie jest zainteresowano
zaistniałą sytuacją. Koncentruje się na odpowiedzi, albo na
własnym nieszczęściu, ale nie na tym, co zrobiło, jakie to miało
konsekwencje i co w związku z tym czują ludzie wokoło. Odnosi więc
skutek wręcz odwrotny.
Możemy zatem sobie jasno powiedzieć:
pytanie „Dlaczego?”jest bez sensu. Zostawmy je dzieciom oraz
momentom, w których robimy doświadczenia naukowe. Co zatem zamiast
niego? Moja propozycją jest równie proste i krótkie „Co byś
chciał”, albo dla bardziej zaawansowanych „Czego potrzebujesz?”.
Pozwala ono dziecku skontaktować się z własnymi potrzebami a
niekiedy dojść do prawdziwych przyczyn zachowania, a nie brzmi jak
pretensja, czy wyrzut. Pokazuje, że jesteśmy po tej samej stronie i
oboje chcemy znaleźć rozwiązanie sytuacji, że jesteśmy gotowi
pomóc. Jest ono przy tym całkowicie zrozumiałe już dla dwulatka.
Sądzę, że warto pracować nad
starymi nawykami, zwłaszcza tymi, które dotyczą komunikacji z
dziećmi. Warto zastanawiać się co mówimy, a przede wszystkim po
co to mówimy. No i oczywiście ostatnie z ważnych pytań: czy to,
co mówię kiedykolwiek doprowadziło mnie do celu, czy jest to tylko
powtarzana od lat klisza, która nic nie wnosi, ale jest bo wrosła w
język. Ja osobiście za tą ostatnią uważam pytanie dzieci
„Dlaczego”.
Bardzo dziękuję za ten tekst. Mnie był właśnie teraz potrzebny.
OdpowiedzUsuńZawsze kiedy pytam Starszego syna (4 lata) Dlaczego? mam poczucie bezcelowości tego pytania, ale pytałam i tak, z odruchu. A w jego oczach zawsze widzę tę pustkę, i jak próbuje wymyślić to "dlaczego?" bo on na prawdę nie wie!
Praca nad "co potrzebujesz?" od dziś!
Ciesze się, że przyda się Pani to, co napisałam ;-). Pozdrawiam serdecznie
UsuńDziękuję! Wychodzi na to ze sami nie wiemy dlaczego zadajemy im pytanie 'dlaczego?'... do zapamiętania i wprowadzenia w życie!
OdpowiedzUsuńSerdecznie gratuluję Pani Natalio :) Trzy pracy w ciąży? Szaleństwo ;) Dużo zdrówka życzę dla Pani i maleństwa.
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję!!
Usuń