Dzisiejszy post
jest inny niż dotychczas, bo nie będzie dotyczył dzieci.
Przynajmniej w znacznie mniejszym stopniu niż zwykle. Będzie
dotyczył jednak doświadczeń moich i jestem głęboko przekonana,
że również wielu innych kobiet, które są lub kiedykolwiek były
w ciąży, a także z ogromnym prawdopodobieństwem wielu ojców, ale
z braku doświadczenia w byciu takowym skupię się jednak na
kobietach.
Zacznę od banału.
Ciąża nie jest okresem łatwym. Nie ma w niej też nic oczywistego.
Z jednej strony jest niewątpliwym źródłem szczęścia,
przynajmniej dla wielu (choć nie wszystkich!) kobiet. Ale oprócz
tego szczęścia jest jeszcze cała gama innych uczuć. Niemal każda
ciężarna doświadcza lęku – o zdrowie dziecka, o jego rozwój, o
to, czy donosi ciążę, o to, jak poradzi sobie finansowo, kiedy
powinna wrócić do pracy i z milionów innych powodów. Te uczucia
towarzyszą zarówno ciążom, które są efektem starań trwających
miesiąc, jak i tym, które są efektem kilkuletniej terapii. Są
nieodłączną częścią ciąży pierwszej, jak i każdej następnej.
To, że ktoś miał szczęście i urodził nawet kilkoro zdrowych
dzieci nie oznacza, że jego wyobraźnia została wyłączona i, że
nie zdaje sobie sprawy, że różne rzeczy się zdarzają.
Ten emocjonalny
koktajl staje się jeszcze bardziej skomplikowany w sytuacji, gdy
ciąża nie jest planowana, a dotyczy to ponoć (przyznaję nie bez
bicia – nie wiem, skąd te dane. Gdzieś wyczytałam i wydają mi
się sensowne) połowy ciąż. Miłość do dziecka niespodzianki
może wcale nie pojawić się wraz z ujrzeniem dwóch kresek na
teście. Co więcej wcale nie musi pojawić się też radość. Może
tak być, jednak wcale nie musi – długo dominować może lęk,
zaskoczenie, nawet niechęć do czekających zmian. I to jest
normalne. Co więcej niepewność co do tego, czy wydarzyło się coś
dobrego może dotyczyć nawet ciąż planowanych.
Kończąc już ten
przydługi wstęp – nie każda ciężarna jest okazem szczęścia i
radości. Nie każda buja w obłokach z powodu tego, ze pod jej
sercem rozwija się maleństwo. Czasem na przekonanie się, że
rzeczywiście wydarzyło się coś dobrego potrzebuje dziewięciu
miesięcy, a czasem i dłuższego czasu. I to jest w porządku tak po
prostu jest. Ludzie się między sobą różnią. Nawet kobiety.
Nawet ciężarne.
Po co zatem to
wszystko, ano po to, żeby osoby rozmawiające z ciężarnymi trochę
pohamowały wylewy swoich emocji – czy to pozytywnych (Ach jakże
to wspaniale i cudownie! Jakże się cieszę!) czy o negatywnych (O
rany, to straszne i jak wy sobie teraz poradzicie!). Normalnym jest
że ciąża nawet bliskiej osoby budzi emocje je, jednak można przez
jakiś czas te emocje utrzymać na wodzy, bo naprawdę kobieta w
ciąży ma dość własnych. Jeżeli sama okazuje radość, to jasne
cieszcie się wraz z nią. Może jednak bardziej się martwi i
jeszcze nie pogodziła się z nadchodzącymi zmianami? Wtedy wybuchy
radości ludzi wokoło mogą ją jeszcze bardziej przygnębić i
przyprawić o wyrzuty sumienia. Jeżeli jednak kobieta nawet w
trudnej życiowo, materialnie, czy zdrowotnie sytuacji autentycznie
cieszy się z perspektywy potomstwa zamartwianie się może ją
dogłębnie zranić, zatruć jej radość, wzbudzić wątpliwości, a
przecież ma wystarczająco dużo własnych kłopotów.
Co zatem zamiast?
Można po prostu zapytać, czy się cieszy. Albo można o to nie
pytać. Zwyczajowe jak się czujesz może rozwiązać język
kobiecie, która chce o tym rozmawiać, albo pozwoli zbyć banałem
osobie, która tego nie chce. Można zapytać, czy chce pogadać, czy
czegoś potrzebuje, czy ma do kogo w razie czego zadzwonić. Wszystko
zależy od stopnia zażyłości. Są setki sposobów na to, by
wybadać czy należy zalewać kogoś swoją radością, czy nie.
Zazwyczaj wystarczy spojrzeć na wyraz twarzy, albo posłuchać tonu
głosu. Po prostu chwila skupienia na drugiej osobie wystarczy, by
wyczuć jaka reakcja jest najodpowiedniejsza. Właściwie większość
reakcji, które koncentrują się na tej osobie jest w porządku.
Można jej nawet zapytać, czy chce usłyszeć, co ty o tym myślisz.
Jeżeli chce, możesz jej opowiedzieć o swoich emocjach. Z dużym
jednak prawdopodobieństwem to nie jest to, czego potrzebuje. Warto
to uszanować bo to jej ciąża, jej dziecko, jej radość a także
jej smutki i lęki. I jeżeli ktoś chce, może je z nią dzielić,
ale nie powinien ich sobie przywłaszczać.
Zgadzacie się ze
mną?
Bardzo się zgadzam!
OdpowiedzUsuńOj tak! Mądre i prawdziwe.
OdpowiedzUsuńKobiety w ciąży nie powinny mieć żadnych trosk ale obecny stan świata nadprodukowuje lęki. Szkoda.
OdpowiedzUsuńMare słowa Natalio - najważniejsze żeby być.
Będąc w ciąży permanentnie słyszałam: "Gratulacje! Wspaniale! A ja/moja mama/ siostra/ciotka/kuzynka kiedy była w ciąży, to...". Łatwo się domyślić, że w tamtych momentach niekoniecznie mnie to interesowało. Ale jeśli chodzi o rzeczy, których się nie mówi, to i tak bardziej denerwowało mnie coś innego. "A czy Tobie to wolno jeść?", "Ale tobie nie wolno jeździć na rowerze" (w 2-3 miesiącu), "Ta podróż jest złym pomysłem dla maleństwa" (kilkudniowe wakacje w 4. miesiącu), "Musisz się oszczędzać", takie tam. Tym, co najbardziej mnie irytowało, były słyszane wszędzie rady i zalecenia - co mi wolno, czego nie wolno, dlaczego coś jest lepsze od czegoś innego ("Bo dla mnie/siostry/mamy/kuzyki to było dobre, więc dla ciebie też będzie...").
OdpowiedzUsuńMyślę, że jest też ,mnóstwo takich rzeczy, które słyszą kobiety z małymi dziećmi, kobiety tuż po porodzie, ale to już temat na zupełnie inny wpis...