niedziela, 6 marca 2016

Muzyczny tampon?

Przyznaję, że fanką gadżetów nie jestem i nie byłam. Smartfona nie mam, tabletu też nie i
Zdjęcie zrobione nie-smartfonem. Obrazka oryginału nie będzie, bo nie zamierzam robić reklamy głupim inicjatywom.



ogólnie jakoś do cudów elektroniki mnie nie ciągnie, a jeżeli nawet czasami, to jak pomyślę, co zrobią z mózgami mojego potomstwa, to znów mnie nie ciągnie. Zwykle po prostu zachowuję dystans, ale tym razem nie potrafię. Kilka dni temu dostałam linka do najdziwniejszej rzeczy, z jaką się dotąd spotkałam. A mianowicie...
Tak, dobrze się Wam wydaje, odpowiedź jest w tytule posta – grającego tamponu. Ten kawałek plastiku z wbudowanym głośniczkiem sterowny jest za pomocą specjalnej aplikacji na smartfony, a jego rolą jest odtwarzanie muzyki dla nienarodzonego. Pomysł nie tylko dziwny, ale wręcz koszmarny, fatalny i zwyczajnie niebezpieczny. Zaczynając od argumentów najprostszych – co za pomysł, żeby ciężarna, która raczej powinna unikać ryzyka uszkodzeń śluzówki, zakażeń itp. wkładała sobie do pochwy na nie wiadomo jak długi czas kawał plastiku? Nie chce mi się nawet myśleć o potencjalnym stanie zapalnym i leczeniu go, co z pewnością nie będzie wspierać dziecka w rozwoju, a przecież właśnie to ma robić.
Ale nie robi! Dziecko w łonie matki owszem słyszy – przyzwyczajone jest do przytłumionych dźwięków świata zewnętrznego, ale przede wszystkim głosu mamy i tego, co dzieje się w jej ciele. Ścieżkę dźwiękową nienarodzonego tworzą w zdecydowanej większości odgłosy bicia serca i pracy jelit mamy. Ciekawym urozmaiceniem dla nich jest głos mamy, który słyszany jest w dużej mierze od wewnątrz, bo przenosi się także w formie drgań. I wiecie co? Tak właśnie powinno być. To wystarczy. Jeżeli mama lubi śpiewać, czytać na głos wierszyki, to wspaniale – dziecko będzie je rozpoznawać po urodzeniu. Jeżeli lubi słuchać muzyki, albo jeszcze lepiej, samodzielnie ją wykonywać, to też świetnie – część ze słyszanych przez nią dźwięków (zwłaszcza te niższe) przenika przez powłoki brzuszne i dostarcza ciekawego urozmaicenia. To jest właśnie to, czego słuchały nienarodzone dzieci przez ostatnie tysiące lat. To, do słuchania czego są ewolucyjnie przystosowane – to jest to, na co po prostu są gotowe.
Pomysł z przystawianiem słuchawek do brzucha już jest chybiony – dźwięk jest zbyt mocny, zbyt bezpośredni. Ten sam, bądź jeszcze silniejszy efekt uzyskuje się zapewne z grającego tamponu, tymczasem konsekwencje są właściwie nie do przewidzenia. Słuchanie muzyki w ten sposób może przeszkadzać dziecku we śnie, zaburzyć rytm snu i czuwania, a co za tym idzie wpłynąć negatywnie na rozwój mózgu. Może powodować dodatkowy stres, którego efekt jest taki sam. Może tez powodować różne inne konsekwencje, których nawet nie potrafię wymyślić na poczekaniu, bo przecież takie bezpośrednie dostarczanie dźwięków powoduje drgania płynu owodniowego, które potencjalnie mogą być nieprzyjemne dla zmysłu dotyku. A dziecko nie jest w stanie w żaden sposób poinformować rodzica, ze chce spać, że chce spokoju, i natychmiast należy wyłączyć urządzenie. Przecież dodatkowe kopniaki z łatwością odczytać można jako objaw entuzjazmu.
Tymczasem nie ma żadnych badań na temat takiego oddziaływania na płód. Nie ma i nie będzie. A to dlatego, że żadna matka nie zgodzi się na to, by potencjalnie zaszkodzić swemu dziecku dla celów naukowych. Tym bardziej nie powinna eksperymentować w celach, no właśnie jakich? Nikt za 2, 3, 5, czy 15 lat nie opublikuje wyników, że dzieci słuchające lub niesłuchające muzyki z tamponu są zdolniejsze, albo mają ADHD. Nikt tego nie sprawdzi. Jedyne badania o jakich czytałam, dotyczące wpływu dźwięku w okresie przedporodowym dotyczyły kurczaków w jajkach. Jedyna konsekwencją takiego postępowania były zaburzenia zachowania ptaków, których mózg jest przecież nieskończenie prostszy, niż nasz. Łatwo sobie wyobrazić, że skoro coś zaszkodziło kurom, które przez większość życia kierują się wyłącznie instynktem, to tym bardziej może być niebezpieczne dla ludzi. Już samo takie podejrzenie wystarczy, żeby omijać takie cudowne gadżety szerokim łukiem. Dziecko w łonie matki na prawdę wie, jak się rozwijać i nieszczególnie potrzebuje naszej pomocy. Wystarczy, że nie będziemy mu przeszkadzać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz