Mam to szczęście, że przed moim
domem i w bezpośredniej jego bliskości rośnie mnóstwo
kasztanowców, zatem spacery nieuchronnie kończą się brodzeniem w
zbrązowiałych, przedwcześnie opadłych liściach zjadanych przez
szrotówka. Kiedy tak patrzyłam na dzieciaki chodzące z pochyloną
głową, wpatrujące się w brązową szeleszczącą gęstwinę i
wypatrujące w niej błyszczących kulek pomyślałam sobie, jakie te
kasztany są świetne i jaka to szkoda, ze już za kilka lat nie
będziemy mogli cieszyć się takimi spacerami, bo kasztanowców
zwyczajnie nie będzie.
Kasztanowe spacery uważam za
fenomenalny pomysł nie tylko dlatego, że odrywa rodziny od
telewizorów i daje okazję do świetnej zabawy. To także doskonały
zamiennik dla wszelkich szkolnych i przedszkolnych zadań mających
za zadanie doskonalenie koncentracji i spostrzegawczości. Nawet
najbardziej rozbiegany kilkulatek na kasztanowej wyprawie skupi się
przecież na poszukiwaniach. Każdy, kto nie może wysiedzieć pisząc
literki, czy sylabizując wykaże zadziwiającą koncentrację i
spostrzegawczość, jeżeli gra toczyć się będzie o kosz pełen
kasztanów.
Jakże cudownym ćwiczeniem jest dalej
tworzenie z kasztanów ludzików. Ileż potrzeba sprawności
manualnej, żeby zrobić w kasztanie dziurkę w odpowiednich
miejscach (wszystkie moje dzieci używają do tego niecertyfikowanego
szpikulca zwanego szpilorkiem i używanego do tego celu od
niepamiętnych czasów w naszej rodzinie). Ile potrzeba kreatywności,
by wymyślić zwierzęta, zmysłu równowagi, by nadać im kształt
taki, by samodzielnie stały (praktyczny kurs fizyki), ileż
polisensorycznych doświadczeń zapewnia kontakt z różnymi
fakturami i zapachami jeżeli dodatkowo zbierzemy żołędzie i inne
dostępne na ziemi produkty.
A wszystko to za darmo. Bez drogich
zajęć, na które trzeba dojechać, bez urządzeń, gier i
oprogramowania. Tak samo, jak trzydzieści, czy sto trzydzieści lat
temu. Dlatego gorąco zachęcam, porzućcie rysowanie szlaczków,
odrabianie zadań domowych, opuście duszne klasy i sale przedszkolne
i idźcie na kasztany. One nauczą dzieciaki więcej, niż
wykwalifikowany nauczyciel, a przy okazji rozbawią i odprężą. A
kto wie, może namówicie starsze dzieci do produkcji domowego kleju?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz