czwartek, 27 sierpnia 2015

Bezpieczni rodzice

Od kilku, może nawet kilkunastu lat w mediach oglądać możemy kampanie społeczne mające na celu poprawę jakości rodzicielstwa Polaków. Dobrze, że są, niewątpliwie są bowiem potrzebne, skoro nadal większość mieszkańców naszego kraju uważa, że kary cielesne są nie tylko dopuszczalne, ale nawet niezbędne w niektórych sytuacjach. Problem w tym, że są one skrajnie nieskuteczne, bo poglądy Polaków zmieniają się skrajnie wolno. Na niepowodzenie skazana jest moim zdaniem też kampania „Strefa bezpiecznego rodzica”.
I to mimo tego, że jest ona świetnie przygotowana graficznie i medialnie – filmy zrealizowane z udziałem znanych aktorów, dobrze nakręcone przykuwają uwagę, podobnie jak plakaty. Problem w tym, że po pierwsze filmiki informują o tym, o czym niemal już każdy słyszał – bicie jest złe. Specjalnie napisałam każdy słyszał, a nie każdy wie, bo ogromne rzesze ludzi się z tym nie zgadzają. Kolejnym zarzutem wobec filmów jest to, co pokazują. Możemy na nich zobaczyć agresję rodzica wobec dziecka. Sceny wyglądają naprawdę okrutnie, a rodzice wyglądają przerażająco. Jest to zapewne przemyślane i tak właśnie miało być. Problem w tym, ze to raczej nie zmieni niczyjej postawy.
Dlaczego? Ponieważ rodzice nie będą identyfikować się z tymi potworami. „Przecież ja nie stwarzam zagrożenia dla swego dziecka”, „U mnie to tak nie wygląda”, przecież ja nie biję dziecka po głowie, nie biję go pasem itp... A jeżeli rodzic rzeczywiście to robi? W większości przypadków podsumuje to jednym słowem „pieprzenie”.
Co z rodzicami, którzy rzeczywiście się przestraszą, postanowią zmienić swoje podejście do tematu, albo, co bardziej prawdopodobne biją, bo inaczej nie potrafią – chcieliby postępować inaczej, ale „puszczają im nerwy” i cierpią z powodów wyrzutów sumienia? Ono mogą wejść na stronę i wypełnić test.
Ten ostatni wypełniłam z ciekawości, żeby dowiedzieć się, jakim jestem rodzicem zdaniem autorów kampanii i mocno się zdziwiłam. Każde z pytań jest opisem sytuacji, a uczestnik ma do wyboru 3 lepsze lub gorsze sposoby na rozwiązanie problemu. Jedne z nich są bardziej empatyczne, inne bardziej manipulacyjne. Żadne z nich nie zawiera zachowań agresywnych. Na koniec testu otrzymuje się certyfikat bezpiecznego rodzica. Można przy tym ściągnąć pakiet umożliwiający zmianę zdjęcia na Facebooku i promowanie w ten sposób akcji.
Niezależnie zatem od tego, jakie zachowanie w rzeczywistości preferuje rodzic zawsze okazuje się, że jest rodzicem bezpiecznym. Ja rozumiem po co to jest. Ludzie lubią robić sobie testy, chętnie klikną „zrób test”, a wtedy autorzy przemycą im przykłady „właściwych” zachowań, z których rodzice będą mogli później skorzystać. Niestety, zupełnie nie wierzę w powodzenie tego pomysłu z dwóch powodów. Po pierwsze język, jakiego użyto w teście jest moim zdaniem fatalny. Po pierwsze nazywanie dziecka „małym tyranem” stawia je na przegranej pozycji, ale to jednorazowe, pewnie się czepiam. Prawdziwym problemem jest używanie sformułowań takich jak „renegocjujesz zasady i normy domowe”, „wydłużasz czas waszych wspólnych aktywności” albo „zmieniasz sposób komunikatu na mniej nakazowy”. Przecież tego nikt nie zrozumie! Jak można dotrzeć do ludzi, a co więcej, zmieniać ich postawy mówiąc do nich niezrozumiałymi frazesami i ogólnikami. Przecież przez ten język ciężko się przebić, a jak to się już uda, to nadal nie wiadomo jak właściwie należy się zachować. Renegocjacja jakichkolwiek umów to proces niezwykle złożony i większość z nas tego nie potrafi robić nawet w pracy, a co dopiero w kontaktach z kilkulatkiem.
Efekt jest taki, że przez test brnie się szybko, wybierając najbardziej zrozumiałą odpowiedź, zapominając, o czym traktowało poprzednie pytanie i jakie były możliwe odpowiedzi. To nic dać nie może. Zmiana postaw, które kształtowały się przez pierwsze kilkanaście lat życia człowieka to proces naprawdę skomplikowany. Konieczna jest wiedza i umiejętność jej zastosowania. Potrzebna jest nauka i wsparcie. Absolutnie żadnej z tych rzeczy nie otrzymuje osoba odwiedzająca ta stronę. Zamiast tego dostaje pakiet materiałów na FB. Zamiast się uczyć, otrzymać pomoc, ma promować akcję i chwalić się, ze jest bezpiecznym rodzicem, niezależnie od tego, czy rzeczywiście nim jest.
Nie chodzi mi krytykę twórców kampanii. Rozumiem ich zamysł, rozumiem dobre chęci. Jest mi tylko żal zmarnowanej szansy, źle spożytkowanych zasobów. Problem, który oni ukazują rzeczywiście istnieje i jest niezwykle poważny. Szkoda tylko, że tak świetnie zrobiona akcja nie ma szans dokonać żadnych zmian, bo szuka prostych rozwiązań dla ekstremalnie złożonych problemów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz