wtorek, 2 stycznia 2018

Jakie ty możesz mieć problemy, przecież jesteś dzieckiem!

Uwielbiam książki Ericha Kestnera. Czytając je (lub słuchając, co łatwiejsze, bo w ostatnim *) zupełnie nie czuć, że zostały napisane przed blisko stu laty. Co więcej, podejście autora do dzieci do dziś jest rzadkie – są tam traktowane serio, bez patrzenia z góry, z pełną empatią i zrozumieniem. Szczególnie zachwyciła mnie przedmowa do „Latającej Klasy”, w której pisze o tym, że dzieci wcale nie są z zasady szczęśliwe i tragedie przez nie przeżywane wcale nie są mniejsze od tych dorosłych. No i właśnie o tym, że małe dzieci wcale nie mają małych problemów.
dziesięcioleciu wydane zostały wyłącznie w formie audio
Niestety nie jest po przekonanie powszechne, o czym niedawno przyszło mi się przekonać w pracy. Niestety niektórzy rodzice nie uświadamiają sobie, że dzieci miewają problemy i to bardzo poważne. Co więcej dla nich samych są to problemy często o wiele większe niż dla dorosłych. Dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze dzieci mają ograniczone możliwości w radzeniu sobie z problemami. Z jednej strony dlatego, że ich mózg nie jest jeszcze w pełni dojrzały (nie jest taki do 18 a według niektórych autorów nawet do 25 roku życia!), nie mogą wpływać na swoje emocje równie skutecznie, nie mogą nabrać do problemów dystansu. Doświadczyły w swoim życiu mniej, mają mniejsze doświadczenie w rozwiązywaniu problemów, mniejszy także mają zakres dostępnych strategii. Z tego powodu problemy, które dla nas – dorosłych wydają się niewielkie mogą po prostu dziecko emocjonalnie, a nawet poznawczo przerastać.
Po drugie dzieci mają o wiele mniejszą możliwość manewru. Jakby nie patrzeć dorosły mając problem może zrobić bardzo wiele – od telefonu do przyjaciela, wizyty u terapeuty, zmianę pracy po zakup nowych butów. Tak naprawdę możliwości jego są ograniczone tylko wyobraźnią i zasobnością portfela. W przypadku dziecka jest zupełnie inaczej, bo ma przecież bardzo ograniczony wpływ na własne życie. Dziecko nie może zdecydować o niepójściu do szkoły, o niewidzeniu eksprzyjaciółki, o niemieszkaniu w pokoju z siostrą, z którą się pokłóciło. Tak naprawdę nie ma nawet jak szukać wsparcia na własną rękę. Jeżeli problem dziecko przerasta (a jest to bardzo częste) ono po prostu potrzebuje wsparcia u osób, które są najbliżej, czyli rodziców.
Rolą rodziców jest właśnie tego wsparcia udzielić okazując przy tym delikatność i szacunek. W większości przypadków (nawet dorosłych!) najlepszym co możemy zrobić dla drugiego człowieka, to po prostu go przytulić. I to jest właśnie to, czego potrzebuje dziecko w kłopocie. Drugą rzeczą jest wysłuchanie go – jeżeli tylko chce mówić. Łączy się to z jedną z najgorszych, choć najczęściej stosowanych strategii, czyli przesłuchaniem. Zanim zadamy dziecku jakieś pytanie zastanówmy się, po co to robimy. Czy chodzi o udzielenie dziecku wsparcia – realną pomoc, czy o zaspokojenie własnej ciekawości i uspokojenie swoich nerwów? Jeżeli chodzi o pierwszą kwestię – wytłumaczmy dziecku dlaczego chcemy wiedzieć co się stało i pozwólmy mu zdecydować czy i ile chce nam opowiedzieć. Jeżeli o drugą – dajmy sobie spokój. Jesteśmy dorośli, możemy trochę poczekać. Jeżeli dziecko nie chce mówić, pewnie ma ku temu powód. Najprawdopodobniej właśnie taki, że potrzebuje empatii i pomocy, a nie zaspokajania potrzeb dorosłego.
No i rzeczą, której na pewno nie potrzebuje jest ocena tego, czy problem jest duży, czy mały. Dzieci często miewają bardzo dorosłe problemy, których w ogóle nie są w stanie konstruktywnie rozwiązać. Często też mają problemy na miarę swojego wieku i te też są dla nich bardzo dużymi problemami – czy chodzi o zostanie w przedszkolu, kłótnię z koleżanką, czy odtrącenie przez rówieśników. To są duże problemy, z perspektywy dziecka – wręcz ogromne i dorosły ma obowiązek to uszanować. Jeszcze nikt nigdy nie przedefiniował spojrzenia na swoje problemy, dlatego, że zostały uznane za małe lub głupie. Co najwyżej uznał, że sam jest głupi, że nie potrafi sobie z tym poradzić. A głęboko wierzę, że żadnemu rodzicowi taki cel nie przyświeca.
*Przez wydawnictwo Jung-off-ska, genialnie przeczytane przez Piotra Fronczewskiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz