Pytanie w tytule wydaje się być
banalne, ale czy na pewno? Rozmawiając z otaczającymi mnie ludźmi
wcale nie wydaje mi się, że jest to proste. Mam wrażenie, że
ogromna część rodziców oczekuje, aż rzeczona samodzielność
„przyjdzie”. Że jest ona czymś, co pojawi się z dnia na dzień,
że dziecko nagle zacznie robić wiele rzeczy samo z siebie, gdy po
prostu będzie do tego wystarczająco dojrzałe. Równocześnie ci
sami rodzice stoją nad dziećmi godzinami prosząc, błagając,
strasząc, żeby tylko dziecko zrobiło zadanie domowe. Sprawdzają
gimnazjalistom zeszyty, a nawet plecaki, czy aby na pewno nic dziecku
nie umknęło. Szykują dzieciom kanapki i dbają, by dzieci w takim
wieku, że, które jeszcze kilkanaście lat temu same chodziłyby po
zakupy i wracały ze szkoły z kluczem na szyi nie były przypadkiem
same w domu, a już broń boże, żeby nie próbowały robić sobie
herbaty. Zdaję sobie sprawę, że wszystkie te zachowania biorą się
z miłości, z chęci bycia dobrym rodzicem, zapewnienia dziecku
tego, co ważne i potrzebne. Osoby, które się tak zachowują
naprawdę pragną być dobrymi rodzicami. Problem w tym, że dając
tyle z siebie dostarczają sobie i dziecku ogromnych dawek
frustracji, bo niestety do samodzielności się nie dorasta.
Oczywiście, ze dziecko nie zacznie chodzić, jeżeli nie jest na to
gotowe. Ale nie zacznie też chodzić, jeżeli cały czas będzie
noszone, albo przypięte pasami do fotelika. Żeby nauczyć się
chodzić trzeba najpierw raczkować, potem stawiać pierwsze kroki i
milion razy się przewrócić.
Samodzielność zdobywamy tak samo.
Zanim dziecko będzie w stanie samo ugotować obiad musi mieć
możliwość zbić jajka na jajecznicę, zalać herbatę, zapalić
zapałkę. Zanim samo wyjedzie na wakacje potrzebuje zostawać w domu
bez opieki, szykować sobie kanapki, trafić ze szkoły do domu. I
oczywiście nieraz dziecko zrobi coś źle. Jajecznica się przypali,
zapałka poparzy, dziecko zagada się z koleżanką i będzie wracało
do domu okrężną drogą. Jasne, że rodzice by tą samą jajecznicę
zrobili o wiele lepiej, że kanapka byłaby bardziej estetyczna, a
dom mniej zabałaganiony. Ale przecież dziecko potrzebuje uczyć się
na własnych błędach. Popełnianie błędów jest dobre i
potrzebne. Nigdy nie uczy się tak wiele o świecie i sobie samym,
jak właśnie wtedy, gdy popełnia błędy i musi je naprawiać.
A, że kosztuje nas to wiele nerwów? Że
zamartwiamy się patrząc na zegarek, gdy dziecko samo wraca? Że patrzymy z przerażeniem, na trzymany przez nie ostry nóż? Cóż –
jesteśmy dorośli i powinniśmy sobie radzić ze swoimi lękami,
może potrzebujemy wsparcia? Powinniśmy także przyzwyczajać się
do niepewności, lęku, braku kontroli nad tym, co się dzieje. Na
tym właśnie polega rodzicielstwo. Na cofaniu się o mały krok
każdego dnia. Na tym, że oddajemy pola i martwiąc pozwalamy coraz
dojrzalszym „dzieciom” na popełnianie coraz większych błędów.
Na przytulaniu, zaklejaniu plastrem skaleczonych palców i złamanych
serc i pomaganiu w wyciągnięciu własnych wniosków. Pewnego dnia
nasze pisklaki opuszczą gniazdo i od nas zależy, czy będą w
stanie sobie poradzić, czy daliśmy im wcześniej wystarczająco
wolności, by mogły być samodzielne. A martwić będziemy się i
tak. Martwią się nasze mamy. Martwią nasze babcie. Martwiły nasze
prababcie – decydując się na dziecko decydujemy się na
zamartwianie. Nie mamy jednak prawa, zmniejszać naszych zmartwień
kosztem dzieci.
Samodzielność sama nie przyjdzie.
Trzeba pozwolić dziecku ją budować – nie poprzez aktywne
działanie, ale przez aktywne powstrzymywanie się od działania.
czytałam ostatnio na stronie https://wetalk.pl/blog/jak-sytuacja-pandemii-koronawirusa-wplywa-na-psychike/ o tym że wiele osób przez sytuację pandemii jaka teraz panuje popada w załamanie depresję. Mają choroby psychiczne. Bardzo źle sie dzieje. Kiedy się to skończy?
OdpowiedzUsuń