poniedziałek, 11 grudnia 2017

Dlaczego w tym roku nie będzie klocków pod choinką?

Uwielbiam Lego. Przepadałam za nimi od kiedy pamiętam, czyli od 5 roku życia, kiedy to dostałam pierwszy (i jeden z dwóch) zestaw Lego z Pewexu. Wystany przez rodziców za uciułane dolary. Bawiłam się nim długo po tym, jak wszystkie swoje zabawki wyniosłam do piwnicy. Jak zostałam mamą to miałam wielką radochę, że będę mogła kupować klocki dzieciom, bawić się nimi i znów być dzieckiem.
Coś jednak poszło nie tak. Puki byli mali i bawili się dużymi klockami wszystko było super. Gdy jednak pojawiły się duże zestawy małych klocków – koparek ciężarówek, łodzi podwodnych, rakiet i innych cudów coś się zepsuło. Klocki dawały radość. Przez 15 minut do 2 godzin w zależności od rozmiaru zestawu. Potem lądowały na półce – zbudowane, gotowe, skończone. Nawet z klocków po rodzicach zostały zbudowane pojazdy (na szczęście nie według instrukcji) i klocki utknęły w ustalonej formie.
Zajmują dwie wielkie półki. Czasem zostają wyciągnięte, ustawione, dopisana zostaje jakaś historia, ale ostatecznie lądują w szafie. Nie w formie rozłożonej, gotowej do tworzenia nowych postaci, maszyn, historii, tylko w formie gotowej, złożonej. I to mimo tego, że właściwie nigdy nie mieli specjalnie zabawek (poza tymi klockami, grami i maskotkami).
Najpierw mnie to irytowało, potem smuciło, a w końcu to zaakceptowałam i machnęłam na to ręką. Trudno. Może kiedyś je rozłożą, może jeszcze kiedyś będą się nimi naprawdę bawić, chociaż wątpię bo są dość duzi i pewnie zaraz w ogóle z nich wyrosną. Długo zastanawiałam się o co chodzi. Dlaczego mi dwa średnie zestawy lego dostarczyły więcej radości, niż im cała masa?
Po długim czasie chyba już wiem. Chodzi o ilość. O to, że nauczyłam ich, że fajne jest nowe. Że klocki są bardziej czymś do kolekcjonowania, niż do układania. Mam wrażenie, że nie jestem w tym osamotniona, że wiele dzieci współcześnie mniej się tymi klockami bawi, mniej z nich konstruuje, mniej o nich myśli. Znów prawdą okazało się, że mniej znaczy więcej niestety.
Dlatego po raz pierwszy od 10 lat pod choinką nie znajdą się klocki. Znajdą się tam głównie książki, które na szczęście nie leżą na półkach, tylko pozostają w ciągłym użyciu. Myśląc pozytywnie mogę po prostu wyciągnąć wniosek, że na klocki nie starcza po prostu czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz